wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 4

                                              

                                                                              *Carlos*
Stałem w przedpokoju, gotowy do wyjścia, tylko musiałem poczekać na Alexę.
- Alexa, kochanie jesteś już gotowa?
- Już. Minutkę - zawołała z łazienki.
- Miśku pośpiesz się. Musimy już wychodzić.
- No już, już. Musiałam sie umalować. Ale przecież jest jeszcze dużo czasu. Mówiłeś, że samolot Amy przylatuje o pierwszej.
- Ale wiesz, że w centrum bywają czasem korki i wtedy się spóźnimy. a jak będziemy wcześniej to posiedzimy w aucie.
- Dobra, możemy iść kochanie - powiedziała Alexa całując mnie w policzek i podchodząc do samochodu zapytała - A wypuściłeś Sydney do ogrodu?
- Tak, już dawno kochanie - odpowiedziałem odjeżdżając z podjazdu.
- Jeju, dziś poznam na żywo Amy. Wiesz.....w sumie nie mogę się doczekać.
Wybuchnąłem śmiechem.
- Ja też kochanie. Stęskniłem się za nią. W sumie jest dla mnie jak siostra.
- Oh, Carlos, Carlos - powiedziała z uśmiechem i włączyła radio.
Akurat leciała w radiu nasza piosenka z najnowszego albumu "24/Seven" i oczywiście nie mogłem się powstrzymać odśpiewania. Gdy skończyła się piosenka, ściszyłem trochę radio.
- A jakie masz plany na dziś?
- Jak odbierzemy Amy z lotniska i trochę odpocznie to chciałam iść z nią do krawcowej na przymiarkę jej sukienki. Wiesz, krawcowa już ją uszyła, ale Amy musi ją przymierzyć jakby trzeba było wprowadzić jakieś poprawki. A ty?
- No tak, babskie sprawy. A ja będę lecieć do studia. Wiesz te nowe piosenki wymagają strasznie dużo pracy, ale postaram się jak najszybciej wrócić.
Widząc budynek lotniska na horyzoncie odetchnąłem z ulgą. Lecz nie wszystko było tak pięknie. Objechałem cały parking lotniska i wszystkie miejsca były zajęte.
- Nie no, to jakieś żarty? Chyba dziś całe Los Angeles się tu zjechało.
- No trudno. To ty tu poczekaj, a ja odbiorę Amy.
- Naprawdę? Poznasz ją? - zapytałem.
- Oczywiście, że poznam, a jak nie to ona na pewno mnie pozna - powiedziała całując mnie i wysiadła z auta.
                                                                              *Amy*
Odetchnęłam z ulgą gdy samolot wylądował. Ten mój lot nie należał do najprzyjemniejszych. Koło mnie siedziała kobieta z mniej więcej 4 letnim dzieckiem, więc wszystkie moje próby zdrzemnięcia się poszły na marne. Wysiadając z samolotu, marzyłam tylko o tym by się przespać i odświeżyć. Wkrótce doszłam do miejsca gdzie ludzie odbierali podróżnych. Szukając wzrokiem Carlosa, spostrzegłam, że jakaś dziewczyna się do mnie uśmiecha. W pierwszej chwili nie zwróciłam na to uwagi, ale nagle mnie olśniło.
- Hej Amy, kochanie - powiedziała głośno Alexa podchodząc do mnie i ściskając mnie.
- Hej Alexa - odpowiedziałam uśmiechając się - wiesz w pierwszej chwili cię nie poznałam.
- A ja ciebie od razu. Co zmęczona jesteś?
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. W samolocie siedzący obok mnie dzieciak nie dał mi się zdrzemnąć.
- Zaraz będziesz w domu i odpoczniesz. Masz tylko tą walizkę?
- Taa, ale mnóstwo czasu i nerwów mnie kosztowało zamknięcie tej walizki. Jak ją otworzę to chyba wszystko wypadnie - i razem z Alexą wybuchnęłam śmiechem.
- Ciężka jest, damy ją Carlosowi, czeka na nas przed wejściem.
- A właśnie, co z Carlosem? Szczerze mówiąc myślałam, że to Carlos mnie odbierze.
- Wiesz pierwotnie plan był taki, że oboje mieliśmy cię odebrać, ale na parkingu nie było ani jednego wolnego miejsca, więc Carlos został w samochodzie - powiedziała, gdy wychodziłyśmy.
I już po chwili wpadłam w silne ramiona, stęsknionego Carlosa.
-Heejjj.... - zawołał, ściskając mnie z całych sił, że aż mi tchu zabrakło.
- Hej Carlito - wydusiłam z trudem - ale nie ściskaj mnie tak bo mnie udusisz!
- Ojć, sorki, po prostu stęskniłem się bardzo - powiedział puszczając mnie. - Dobra dawaj walizkę i jedziemy do domu. Wiesz - powiedział ściszając głos - Alexa już zaplanowała wam dzień co do minuty.
- Słyszałam - zawołała z uśmiechem Alexa. - Fakt mamy palny, ale najpierw odpoczniesz. Los jak nas odwiezie to leci do studia, więc mamy dziś babski dzień.
- Super, jestem za - powiedziałam zapinając pasy.
                                                                              *Alexa*
- No i oto nasz dom. Zaraz pokażę ci twój pokój – powiedziałam, gdy Carlos wjechał na podjazd. – Tylko przygotuj się, że pies Carlosa Sydney może na ciebie skoczyć. Z radości oczywiście – dodałam z uśmiechem.
- Ooo, nie wspominałeś, że masz psa.
- No wiesz, w sumie to nie wiem czemu ci o niej nie powiedziałem. A co boisz się psów? – zapytał Los, gdy wyszliśmy z auta i skierował się do bagażnika.
- Nie skąd. Wręcz przeciwnie, ja kocham psy.
- O to dobrze. Ale jak Sydney to zauważy to nie da ci spokoju. To straszny pieszczoch.
I po chwili, gdy otworzyłam drzwi, Sydney wypadła jak strzała i skoczyła na stojącą za mną Amy.
- Sydney! – krzyknęłam – Carlos! Zabierz ją! Podrapie Amy!
- No już, już. Sydney! Sydney chodź tu! – zawołał Carlos łapiąc Sydney za obrożę.
- Zamknij ją na razie w ogrodzie – powiedziałam do Carlosa. – A ja zaprowadzę Amy na górę.
- Ok – odkrzyknął Carlos wychodząc do ogrodu.
Weszłyśmy po schodach i wprowadziłam Amy do naszego gościnnego pokoju.
-  A to twoja rezydencja. Tu masz łazienkę, ręcznik jest przygotowany, także odśwież się, zdrzemnij, a jakby co to ja będę na dole.
- Ok, dzięki – uśmiechnęła się do mnie gdy wychodziłam.
Gdy zeszłam na dół, Carlos był już gotowy do wyjścia i szykował sobie w kuchni kanapkę na drogę.
- Dobra, ja lecę kotek – powiedział Carlos całując mnie.
- Ok, śpiewaj ładnie i szybko wracaj – odparłam odwzajemniając pocałunek. – Zaraz przygotuję obiad i potem polecę z Amy na miasto.
- Smacznego i powodzenia miśku – zawołał Carlos wychodząc i posyłając mi na pożegnanie całusa.
                                                                              *James*
Popijając coca colę, siedziałem na kanapie i rozpracowywałem nową piosenkę. Logan i Kendall dogrywali jeszcze swoje wokale, bo chcieli wprowadzić jakieś poprawki w jednej piosence. Po chwili wpadli do pokoju, gdzie siedziałem i przerwali mój spokój.
- James, gdzie jest Carlos? Co z nim? – zapytał Kendall otwierając małą butelkę wody i opadając na krzesło stojące nieopodal.
- Nie wiem – odpowiedziałem – pisałem mu by był punktualnie, bo mamy dużo pracy.
- I co? Odpisał ci? – spytał Logan dopijając moją colę.
- Logan! Ja chciałem się jeszcze napić tej coli!
- Sorki brachu – odparł Logan i strzelił palmface’a.
- Gadaj co ci napisał, a nie skupiasz się na tym głupolu – przerwał nam Kendall.
- Ok, ok. Napisał, że postara się nie spóźnić, ale ma coś pilnego do załatwienia.
Zdążyłem to powiedzieć i do pokoju wpadł zdyszany Carlos.
- Ooo, o wilku mowa – zawołali jednocześnie Kendall z Loganem.
- Sorki za spóźnienie – rzucił Carlos, po czym załapał nową butelkę wody i padł na kanapę koło mnie. – Ale miałem mały poślizg na lotnisku.
- Na jakim lotnisku? Co ty z Honolulu dojeżdżasz? – zażartowałem.
- Ha, ha, ha zabawne – powiedział Carlos szturchając mnie w ramię. – Byłem z Alexą na lotnisku, bo przyleciała moja przyjaciółka którą zaprosiłem na ślub i która będzie druhną Alexy.
- To Makenzie nie będzie jej druhną? – zapytał ze smutkiem Logan.
Od razu gdy tylko Logan o to zapytał wymieniliśmy z Kendallem porozumiewawcze spojrzenia. Doskonale wiedzieliśmy, że Logan buja się w Makenzie, choć się zarzekał, że ona absolutnie go nie interesuje.
- No nie, nie będzie jej, bo gdzieś wyjeżdża – odpowiedział Carlos.
- A skąd przyleciała ta twoja przyjaciółka? – spytałem.
- Z Polski. Wiesz gdzie to jest? – zapytał Carlos.
- Ja wiem – zawołał Kendall. – Podczas mojej następnej trasy jako Heffron Drive mam zamiar zahaczyć o Polskę – odparł.
- A ładna chociaż? – dopytywałem dalej.
- A ten tylko za dziewczynami się ogląda – zaśmiał się Logan.
- Nie powiem ci, dowiecie się w swoim czasie.
- A kiedy ją poznamy? – spytał tym razem Logan.
- Mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać do wesela – odparłem.
- Nie, aż tak to nie. Na dniach ją poznacie. A teraz chodźmy już do studia, bo chłopaki już są i Diamon też, a on nie lubi poślizgów czasowych. Nie chce mi się słuchać jak znowu nas ochrzania, znudziło mi się….
                                                                              *Alexa*
Po wyjściu Carlosa miałam mnóstwo czasu dla siebie i oprócz tego posprzątałam kipisz w łazience zrobiony przez Carlosa i ugotowałam obiad. Po dwóch i pół godzinie na dole pojawiła się wyspana i odświeżona Amy.
- No proszę, kto tu się nam obudził? – zapytałam śmiejąc się.
- Byłam tak padnięta, że nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Długo spałam?
- Dwie i pół godziny – odpowiedziałam. Obiad gotowy więc możemy już siadać. A potem jak jesteś gotowa to będziemy lecieć na miasto, bo mamy mnóstwo planów – powiedziałam wchodząc do kuchni.
- Ja już jestem gotowa do wyjścia, więc od razu po obiedzie możemy iść. A jakie konkretnie mamy plany? – zapytała pomagając mi w nałożeniu obiadu.
- Najpierw podjedziemy do krawcowej na przymiarkę twojej sukienki druhny, a potem pojedziemy na zakupy, bo mam jeszcze parę drobiazgów do kupienia przed ślubem i dobierzemy ci buty do sukienki – powiedziałam siadając przy stole.
- Mi się ten pomysł podoba.
- No to super. A właśnie – dodałam – zapomniałabym. Jutro mnie z kolei nie będzie, ale za to będzie Carlos. Nie wiem jakie ma plany, ale mam nadzieję, że nie zapomni o tobie – powiedziałam śmiejąc się.
- Też, mam nadzieję, że nie – odparła śmiejąc się razem ze mną. – Dobra ja już jestem gotowa do wyjścia.
- No to jedziemy – powiedziałam łapiąc torebkę i kluczyki do auta.
I ruszyłyśmy na miasto. U krawcowej zeszło nam się krótko, bo sukienka była idealna. A na zakupach zeszło nam się parę godzin. Wróciłyśmy zmęczone wieczorem do domu. Amy od razu poszła do spania, bo jeszcze nie przywykła do zmiany strefy czasowej. Ja też położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć, a poza tym chciałam pogadać jeszcze z Carlosem. Po pół godzinie usłyszałam samochód zatrzymujący się na podjeździe. Carlos po cichu wszedł do domu i na górę, ale od razu poszedł do łazienki. Po 5 minutach wrócił odświeżony, myślał, że śpię więc ostrożnie wsunął się do łóżka. Poruszyłam się i przekręciłam w jego stronę.
- Nie śpisz kotku? – spytał szeptem.
- Nie, nie mogłam zasnąć, a poza tym chciałam na ciebie poczekać i zapytać się o coś.
- Co chcesz wiedzieć skarbie?
- Bo wiesz…. lubię Amy, bardzo ja lubię, ale zastanawiałam się czy ona przypadkiem czegoś jeszcze do ciebie nie czuje…. – powiedziałam cicho i niepewnie.
- Oh kochanie, kochanie. Mogę cię zapewnić, że ona nic do mnie nie czuje. Jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo.
- A skąd ta pewność? – zapytałam.
- Po prostu wiem – powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Popatrzyłam na niego uważnie.
- Nie ufasz mi kotku? – spytał.
- Ależ oczywiście, że ufam – odparłam.
- Więc, uwierz mi, że na pewno ona nic do mnie już nie czuje – powiedział.
- No dobrze, wierzę ci kochanie. Teraz mogę być całkiem spokojna – powiedziałam, a Carlos pochwalił się i pocałował mnie w czoło.
- Dobranoc Los.
- Dobranoc Lexi.
                                                                              *Kendall*
Po przebudzeniu strasznie nie chciało mi się wstawać. Mimo, że mieliśmy dziś wolne chłopaki chcieli zrobić dziś męski wypad na miasto. Mieliśmy się spotkać u Carlosa. Nagle przypomniałem sobie, że u Carlosa mieszka jego przyjaciółka. Może uda mi się ją zobaczyć albo nawet poznać. Szybko wyskoczyłem z łóżka, wziąłem szybki prysznic i ogoliłem się. Ubrałem się, a gdy zszedłem na dół czekało na mnie już przygotowane śniadanie, a po kuchni krzątała się jeszcze mama.
- Oh hej synku, już wstałeś? Myślałam, że masz dzisiaj wolne.
- Mam wolne mamo, ale robimy dziś z chłopakami męski wypad na miasto, więc będę już leciał mamuś.
- To chociaż poczekaj to zapakuję ci co nieco na drogę.
Po chwili mama podała mi papierowa torebkę gdzie wsadziła kanapki i butelkę wody.
- Dzięki mamo – i powiedziawszy to podeszłem do niej by dać jej buziaka w policzek w podziękowaniu za śniadanie i wyszedłem z domu.
U Carlosa był już James, oczywiście z Foxem. Nie wiem, czy on wszędzie musi brać tego psa?? Chwilę po mnie przyjechał Logan, ale on niewytrzymał i powiedział nasze myśli na głos:
- James! Znowu wziąłeś Foxa? Po co? My idziemy na miasto – coś zjeść, do kina, na plażę i zakupy – czyli zabawić się – powiedział.
- Brachu, kocham Foxa – zacząłem – ale na serio James musisz go zostawić.
- Oszaleliście? Nie zostawię Foxa samego u Carlosa! Jeszcze Sydney coś mu zrobi – oburzył się James.
- Nie będzie sam. W domu zostaje Amy i chętnie się nim zajmie. Ona kocha psy – rzucił Carlos sprzątając po śniadaniu.
- To genialny pomysł – wyrwało mi się.
- No cóż… może… Ale jesteś pewien, że nic mu nie będzie? – zapytał z troską w głosie James.
- Jestem pewien. Sydney ją uwielbia, a na spacerach spędzają całe godziny – odpowiedział Carlos. – Dziś rano nie było ich jakieś dwie godziny.
James zamilkł, widać było, że zastanawiał się na tym.
- No więc? – zapytał Carlos. – Bo jak tak to muszę pójść powiedzieć Amy.
- No dobra niech będzie – odparł z rezygnacją James. – Ale jak mu się stanie coś złego, to będzie wasza wina.
- Ok James, ok. Nie bulwersuj się tak chłopie – odezwał się nagle Logan.
- Dobra, to ja skoczę na górę i powiem Amy, że ma jeszcze jednego podopiecznego i możemy lecieć – powiedział Carlos wchodząc po schodach.
Po chwili Carlos zszedł na dół i poszliśmy. Najpierw wpadliśmy do kawiarni na bułki cynamonowe – moje ulubione – a potem poszliśmy do kina. Niestety tego dnia natknęliśmy się na całe mnóstwo naszych fanów. Kocham moim Rushers i Drivers, ale chciałbym czasem jak normalny chłopak wyjść na miasto. Później poszliśmy na zakupy i ja oczywiście byłem w swoim żywiole, ale James cały czas jęczał, bo bał się co z Foxem. W końcu Logan nie wytrzymał już drugi raz i wrzasnął:
- James! Czy ty wreszcie przestaniesz zrzędzić? Fox jest bezpieczny i przestań już bo zaraz cię strzelę.
- Nie przestanę. Boję się o niego. Bądź co bądź, ale dla mnie Amy jest obcą osobą. Nie obraź się Carlos, ale ja w sumie jej w ogóle nie znam ani nawet nie widziałem.
- Ok, ok – powiedział Carlos. – Ale jak zobaczysz Foxa, że nic mu nie jest to przestaniesz zrzędzić i pójdziemy spokojnie na zakupy, tak?
- Tak obiecuję, jak sam się przekonam, że nic mu nie jest.
- Dobra no to chodźmy – powiedział Carlos.
                                                                              *Logan*
Po 15 minutach doszliśmy na osiedle gdzie mieszkał Carlos, ale nie skręciliśmy w stronę jego domu.
- Gdzie my idziemy? – zapytał z niepokojem James.
- No właśnie, dobre pytanie. Carlos? – zapytałem.
- Idziemy, żeby James mógł zobaczyć całego i zdrowego Foxa – odparł Carlos.
- Myślałem, że będą w domu – powiedział James.
- Wyszła z Sydney i Foxem na spacer.
- Skąd wiesz? – zapytał Kendall. – Dzwoniłeś do niej?
- Nie, nie dzwoniłem. Po prostu wysłała mi esa, że jakby coś to jest teraz na spacerze z psami.
Zaczęliśmy przedzierać się przez jakieś krzaki. Szliśmy tak chwilę i w końcu James nie wytrzymał.
- Carlos czy ty chcesz nas wyprowadzić w maliny?
- No już. To tutaj. Chodziło mi o to by ona nas nie zobaczyła, ale wy ją tak. Jak nie będzie nas widzieć to będzie zachowywać się naturalnie i nie będzie się stresować.
I rzeczywiście po chwili krzaki się przerzedziły i zobaczyliśmy dużą polanę, która dość dawno nie była koszona więc na wysokość sięgała mniej więcej do pasa. Początkowo nikogo ani niczego nie zauważyliśmy. Dopiero po dłuższej chwili zauważyliśmy ruch w trawie. Z dwóch stron biegły psy chłopaków, z jednej strony Sydney, a z drugiej Fox. Widocznie czegoś szukały, ale już po chwili zaczęły szczekać. Wtedy z trawy wyskoczyła dziewczyna, czyli najprawdopodobniej Amy. Przyznaję w sumie ładna i szczupła dziewczyna.
- Omg, nawet nie myślałem, że ta…. – zaczął Kendall.
Wszyscy 3 spojrzeliśmy na niego uważnie.
- No, że ta, ta, yy…. – zaczął się jąkać Kendall – yyy, no, że te Polki są całkiem ładne….
I zrobił się czerwony jak burak. Nie mogłem uwierzyć. Kendall, nasz Kendall zwrócił uwagę na jakąś dziewczynę i jeszcze na dodatek mu się spodobała.
- I co szczęśliwy? Zobaczył co chciał? – zapytał Carlos.
- Tak, zobaczyłam – odparł James.
- No to teraz idziemy na zakupy – zawołał Kendall.
Po zakupach znowu wstąpiliśmy do Carlosa. Mieliśmy zjeść razem obiad. Amy była już w domu. Razem z Kendallem wyszedłem na taras, gdzie był basen. Tam na ręczniku na brzegu opalała się Amy. Muszę przyznać, że w kostiumie była całkiem całkiem. Ale pamiętałem o słowach Carlosa, że Amy jest dla Kendalla. Podczas gdy ja tak sobie dumałem, Kendall odszedł śpiącej Amy i przebiegł palcami po jej plecach wzdłuż kręgosłupa. Ona poderwała się z krzykiem:
- Carlos!!
Ale gdy zobaczyła Kendalla i mnie obok, przestraszyła się i zrobiła nierozważny krok w tył, ponieważ wpadła do basenu. Szybko wyszła z basenu i owinęła się ręcznikiem. W tej też chwili na taras wypadł Carlos po usłyszeniu jej krzyku.
- Co się stało? – zapytał Carlos. – Bo nie jestem w temacie. Widzę, że zdążyliście się już poznać – dodał z głupim uśmiechem.
- Tak poznaliśmy się już, choć nie od najlepszej strony – powiedziała Amy, wycierając włosy drugim ręcznikiem.
- Bo? – zapytał Carlos?
- Bo Kendall przebiegł palcami po placach śpiącej Amy, a ona się wystraszyła i wpadła do wody – zdałem relację wydarzeń.
- Wow, nic dodać, nic ująć – powiedziała z sarkazmem Amy.
- Czemu jesteś zła? – spytał Carlos.
- Hmm… pomyślmy… wpadłam do basenu, jestem cała mokra, zimno mi, no i… a no i miałam iść do sklepu.
- Nie ma problemu – powiedział Carlos – Kendall chętnie cię zawiezie, prawda?
Wszyscy spojrzeliśmy na Kendalla. On oczywiście jak głupi gapił się na Amy.
- Kendall! – krzyknąłem.
- Co? – obudził się Kendall.
- Zawieziesz Amy do sklepu, prawda? – powtórzył Carlos.
- Tak, tak, jasne – odparł nieprzytomnie Kendall.


2 komentarze:

  1. spoko, dzięki, choć trochę nie rozumiem czemu mojego bloga. Nie jest jakiś wybitny. Ale wolałabym skontaktować się przez FB lub TT

    OdpowiedzUsuń
  2. "[...] Nie uratował młodego mężczyzny, który stracił przytomność uderzając głową w kierownicę. Nie uratował także dziecka, które płacząc umierało płonąc razem z tatą.- Przewodnik otarł ręką łzę, po czym mówił dalej. - Gdy policja i straż pożarna razem z karetką dojechały na miejsce, powiadomieni przez przejeżdżających kierowców, zastali dwa doszczętnie spalone wraki. Tydzień później pochowaliśmy dwie puste trumny."
    Czy James Maslow z synem miał szansę przeżyć? Czytaj Believe in Angels!
    http://btrwerka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń