środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 5



                                                                        *James*
Razem z Amy i Kendallem pojechaliśmy jego samochodem do sklepu. Amy usiadła z tyłu i nie odzywała się. W aucie panowała dziwna atmosfera, więc postanowiłem to zmienić i odwróciłem się do tyłu.
- No Amy, cieszę się, że w końcu cię poznałem - powiedziałem przerywając tą dziwną ciszę.
- Naprawdę? - ożywiła się Amy.
- Tak. Wiesz, Carlos tylko nam o tobie opowiadał i to tylko zdawkowo. Nawet nam żadnej twojej foty nie chciał pokazać.
- Serio? Nie wiedziałam, że robił ze mnie taką tajemnicę.
- No i to jaką tajemnicę. Co najmniej jakbyś była europejską księżniczką - powiedziałem. - Prawda Kendall?
Spojrzałem na Kendalla, który mimo, że prowadził uważnie, był zamyślony.
- Kendall! Brachu co z tobą? - zawołałem. - Jesteś dziś cały dzień jakiś taki nieobecny.
- Sorki - odparł Kendall. - Mam dziś po prostu kiepski dzień.
- Nie siedź cicho jak ten głupek. Włącz się do rozmowy. - I zwróciłem się do Amy - my trochę wiemy o tobie, więc może opowiemy tobie coś o nas. Tylko powiedz co chcesz wiedzieć.
- Hmm... no nie wiem. Wiesz takie podstawowe rzeczy. Skąd jesteście? Kiedy się urodziliście?
- No więc ja urodziłem się w Nowym Jorku 16 lipca 1990 roku - zacząłem. - Potem przenieśliśmy się do San Diego gdzie spędziłem większość dzieciństwa. Potem sam przeniosłem się do Los Angeles.
- A ty Kendall? - spytała Amy, pierwszy raz odzywając się do Kendalla.
- Ja urodziłem się w Wichita 2 listopada 1990 roku. Spędziłem tam tylko część dzieciństwa, bo potem całą rodziną przenieśliśmy się do LA no ale potem z pewnych względów musieliśmy przenieść się do Las Vegas.
- A Logan skąd jest i kiedy się urodził? No bo Carlos jest z Florydy - zapytała Amy.
- Logan.... on sie urodził w Dallas - powiedział Kendall. - Wiesz, że wychowywał się razem z Demi Lovato i Seleną Gomez.
- Serio? Nie wiedziałam, że aż tak dobrze się znają.
- Znają, znają, nawet się przyjaźnią – dodałem.
- Omg, jesteście z różnych stanów. A jak z waszym pochodzeniem, waszymi korzeniami?
- Ja – zaczął Kendall – mam niemieckie korzenie.
- A ty James? – zapytała mnie Amy.
- Ze mną jest gorzej – zaśmiałem się.
- Dlaczego?
- Bo ja mam różne pochodzenie. Oprócz amerykańskich korzeni mam korzenie żydowskie, rosyjskie, brytyjskie i irlandzkie.
- Wow, a Logan?
- Logan ma amerykańsko – polskie pochodzenie – powiedział Kendall.
- Serio? Nie wiedziałam, że to w połowie mój rodak – odparła Amy.
- No widzisz – powiedziałem – jaki ten świat mały. Jego dziadkowie są Polakami, tylko nie wiem czy ze strony mamy czy taty Logana.
- Carlos to, że niezła mieszanka – rzucił Kendall.
- No, Los ma korzenie latynoskie i wenezuelskie jakby nie liczyć amerykańskich – powiedziała od razu Amy.
- Ty wszystko o nim wiesz. Niezła jesteś – powiedziałem.
- No wiesz, trzeba znać na wylot najlepszego przyjaciela – odpowiedziała.
- Dobra nie gadać tyle, tylko wysiadać – powiedział Kendall. – Zakupy nie zrobią się same.
- No już, już idziemy – odparłem ze śmiechem.
                                                                              *Carlos*
Zostałem z Loganem w domu i mieliśmy zrobić obiad. Logan siedział z psami w ogrodzie, by nie biegały po domu, więc miałem chwilę by zadzwonić do Alexy.
- Hej kotku – powiedziałem gdy usłyszałem jej głos.
- Hej Los, co tam?
- Nic, chciałem usłyszeć twój głos i zapytać jak się czujesz.
- Dobrze, ale wiesz jak to jest na planie. Mnóstwo czasu, ale i zamieszania. Dziś mamy w większości zdjęcia, ale też robimy małe przymiarki do kręcenia pierwszych scen.
- No tak. Praca w tym zawodzie nie jest prosta, ale za to fascynująca.
- A jak tam realizacja naszego planu? – spytała.
- Masz na myśli Kendalla i Amy?
- Noo.
- Wiesz, nasz plan ma się imponująco dobrze – odparłem.
- Tak? No to opowiadaj co mnie dziś ominęło – powiedziała. – Już siadam wygodnie.
- No więc rano jak wpadli chłopaki i James oczywiście z Foxem, to Amy zgodziła się z nim i z Sydney zostać. A w zasadzie chłopaki jej nie widzieli, bo była na górze – zacząłem moją opowieść.
- I James zostawił Foxa? Tak z własnej woli?
- No, nie było łatwo, ale zostawił. Na mieście poszliśmy najpierw na ulubione cynamonowe bułeczki Kendalla. Potem poszliśmy do kina i na zakupy. Oczywiście James zrzędził, że tęskni za Foxem i martwi się o niego. Więc poszliśmy – kontynuowałem.
- Do domu? – spytała.
- Nie, bo była z psami na spacerze na tej polanie obok nas.
- I co?
- Schowaliśmy się w krzakach i chłopaki zobaczyli Amy.
- Mówili coś?
- I tu się robi ciekawie – powiedziałem tajemniczo – bo odezwał się Kendall.
- Naprawdę?
- Noo… wyrwało mu się cos, zaczął się jąkać i zrobił się czerwony jak burak. W końcu wydusił z siebie, że Polski są całkiem ładne. Ale wszyscy wiedzieliśmy, że Amy wpadła mu w oko. Ale potem była niezła akcja.
- A co się stało? Też ma to związek z naszym planem? – spytała Lexi.
- Oczywiście. No wiem potem poszliśmy z chłopakami na zakupy. Amy wróciła w między czasie i opalała się nad basenem. Kendall i Logan wyszli na taras i jak ją zobaczyli to Kendall powoli podszedł do niej i przebiegł palcami po jej plecach. Ona poderwała się z krzykiem: ”Carlos!”, a jak zobaczył, że to nie ja, tylko Kendall to się przestraszyła i wpadła do basenu.
- Naprawdę? To musiała się nieźle wkurzyć.
- Nooo, teraz pojechała z Kendallem i Jamesem do sklepu. Mam nadzieję, że się nie pozabijają – powiedziałem ze śmiechem.
- Miejmy nadzieję – odparła Alexa. – Kochanie muszę już kończyć, bo kończy mi się już przerwa i muszę iść z powrotem w ten chaos.
- Dobra – powiedziałem z nutką smutku – ja też muszę kończyć. Właśnie wraca Logan z ogrodu z psami, a mieliśmy zrobić obiad. Powodzenia na planie i buziaki Lexi.
- Buziaki i papa Los.
                                                                              *Logan*
Wróciłem do domu Carlosa z psami z ogrodu akurat, gdy Carlos kończył rozmowę telefoniczną z Alexą. Od razu skierowałem się do kuchni.
- No Logan, to co robimy na obiad? – zapytał Carlos.
- Hmm… nie wiem, a co masz w lodówce?
- Nie wiele – powiedział Carlos zaglądając do lodówki.
- A masz makarony i pomidory? – spytałem zaglądając do szafek.
- Mam.
- A mięso mielone?
- Też.
- Może spaghetti z sosem? – zaproponowałem. – Proste i szybkie.
- Dobry pomysł. Tam w szafce znajdziesz makaron, a ja wyjmę sos pomidorowy i mięso – powiedział Carlos. – A tak na marginesie, co myślisz o Amy? – zapytał po chwili Carlos.
- Ładna i sympatyczna dziewczyna. Lubię dziewczyny z charakterem.
- Masz na myśli tą sytuację nad basenem? – zapytał Carlos podsmażając już mięso.
- No – odparłem ze śmiechem. – Nie lubię kiedy dziewczyna jest nudna jak flaki z olejem. A ona pokazuje, że ma charakterek. Pasuje jak ulał do Kendalla.
- Wiem, wiem. Tylko nic mu o tym nie mów. I chyba już wrócili – powiedział Carlos słysząc zamykane drzwi samochodu.
Po chwili do domu wpadli Kendall, Amy i James w doskonałych humorach. Gadali i śmiali się razem jakby się znali od lat.
- Czy coś nas ominęło? – zapytałem.
- Nie. A czemu pytasz? – zapytał beztrosko Kendall.
- No, bo wychodząc ze sklepu, nie mieliście tak anielskich humorów – odparł Carlos.
- Oj tam, oj tam, nie zrzędź tylko powiedz kiedy obiad – powiedział James.
- Właśnie! – powiedzieli jednocześnie Amy z Kendallem i wybuchnęli śmiechem.
- Nie chcę wam przerywać – zacząłem – ale moglibyście pomóc w nakrywaniu stołu.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale moglibyście pomóc – zaczął mnie przedrzeźniać James.
- Ha, ha, ha very funny – powiedziałem.
- No, to takie zabawne Logie-Bear – powiedziała Amy.
Wszyscy spojrzeliśmy na nią zdziwieni i przez chwilę zapanowała dziwna niezręczna cisza. W końcu James się odezwał:
- Czemu nazwałaś Logana, Logie-Bear?
- A co powiedziałam coś nie tak? Po prostu tak jakoś zdrobniłam jego imię, a że jest tak podobny do niedźwiadka i połączyłam te dwa słowa – tłumaczyła się Amy. – No co? Co tak dziwnie na mnie patrzycie?
- No bo to jest ksywka Logana, której on niezmiernie się wstydzi i która go żenuje, więc nie nazywamy go tak – tłumaczył jej Kendall.
- Dobra, siadajcie do stołu. Zaraz przyjedzie Alexa i w komplecie zjemy obiad – powiedział Carlos.
                                                                              *Alexa*
Po męczącym dniu wracałam do domu. Carlos mi napisał, że właśnie będą jeść obiad, więc się śpieszyłam. Wpadłam do domu akurat, gdy Carlos postawił na stole jedzenie.
- Hej wszystkim – rzuciłam idąc do kuchni by umyć ręce.
- Hej – odpowiedzieli mi wszyscy.
- Witaj kotku – powiedział Carlos całując mnie w policzek. – Siadaj, mój głodomorku. Zmęczona? – zapytał Los nakładając mi obiad.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo – powiedziałam. – Jeszcze nie zaczęliśmy na dobre kręcenia filmu, a ja już jestem zmęczona i mam dość – dokończyłam i wsadziłam do buzi pełen widelec makaronu w sosie.
- Ale na pewno będziesz świetna, jak zawsze zresztą, kochanie – powiedział Carlos wychodząc do kuchni.
- Właśnie – przytaknął James, sypiąc Foxowi i Sydney karmę do misek.
- Ale nie gadajmy o mnie. Lepiej powiedzcie co mnie dziś ominęło – powiedziałam.
- Aaa, sporo się działo – powiedział cicho Logan.
- No – odezwał się Kendall. – Amy niechcący odkryła wstydliwy pseudonim Logana.
- Szybka jesteś Amy – powiedziałam. – Mnie trochę dłużej zajęło odkrycie tej ksywki. Ale co myślisz o naszych chłopcach?
- Carlosa znam już od lat więc logiczne – mówiła Amy. – Jamesa i Kendalla poznałam dziś i są spoko…
- A spróbowałabyś powiedzieć, że nie – wtrącił James, a my wybuchneliśmy śmiechem.
- Tylko Logana w sumie jeszcze nie poznałam – rzuciła mimochodem Amy.
- I… zaczynamy teleturniej z odpowiadającym Loganem Hendersonem – powiedział Kendall głosem prowadzącego teleturniej. – Prosimy o pierwsze pytanie – zwrócił się do Amy, która wybuchnęła śmiechem.
- Wiem już gdzie się urodziłeś i jakie masz korzenie, więc powiedz kiedy się urodziłeś? – zapytała.
- Urodziłem się 14 września w tym samym roku co Carlito.
- Chłopaki wspominali, że wychowywałeś się z Demi i Seleną.
- No, to prawda – powiedział Logan. – Ciągle się przyjaźnimy, dziewczyny nawet grały z bratem Kendalla w jednym filmie.
- Masz rodzeństwo? – zapytała Kendalla trochę zaskoczona Amy.
- A mam – odparł uśmiechając się Kendall. – Dwóch starszych braci – Kennetha i Kevina. Właśnie Kevin grał z Demi i Seleną.
- A wy macie rodzeństwo? James, Logan? – zapytała znowu Amy.
- Ja mam młodszą siostrę Presley – powiedział Logan.
- A ja mam starszego brata Philipa i starszą siostrę Ali. Już nawet jestem wujkiem. Ali urodziła córeczkę Emmę – odparł z dumą James.
- Wow gratuluję – powiedziała Amy i zwróciła się do mnie. – A ty Alexa gotowa na swój jutrzejszy wielki dzień?
- Wiesz… stresuję się trochę, choć dziś miałam tak zabiegany dzień, że nie skupiałam się nad tym, ale nie mogę się doczekać – powiedziałam dyskretnie kładąc dłoń na dłoni Carlosa.
- Narobiłaś się kotku, przy organizacji ślubu i wesela i wszystko dopięłaś na guzik – powiedział Carlos odwzajemniając mój uścisk dłoni.
- Dobra, ja wam nie będę już przeszkadzać i idę spać – powiedziała Amy, wstając od stołu.
- A skąd ten pomysł, że nam przeszkadzasz? Siadaj i pogadaj jeszcze z nami – powiedział błagalnie Kendall.
- Po prostu muszę się położyć wcześniej spać, bo rano przed ślubie, mam coś do załatwienia – odparła.
- No dobra, idź spać i do zobaczenia rano – powiedziałam.
                                                                              *Amy*
Poszłam do pokoju, zmęczona po wszystkich atrakcjach i przeżyciach z tego dnia. Bardzo zdziwił mnie wzrok Kendalla, gdy wszyscy życzyli mi dobrej nocy. Idąc na górę zastanawiałam się co mogło znaczyć to spojrzenie Kendalla, ale gdy weszłam pod prysznic od razu o tym zapomniałam.
Rano wstałam wcześnie, zjadłam śniadanie i wyszłam, a Carlos i Alexa ciągle spali. Miałam do załatwienia parę spraw na mieście, a że chciałam zrobić na weselu niespodziankę Alexie i Carlosowi, więc musiałam wszystko zorganizować. Do domu wróciłam na 12, bo miałyśmy jechać z Alexą do fryzjerki i wizażystki.
- No jesteś już – powiedziała zdenerwowana lekko Alexa, podnosząc się z kanapy.
- Możemy iść – powiedziałam, zostawiając moje zakupy w holu.
- No to chodźmy, masz tu kluczyki. Będziesz prowadzić, bo ja jestem zbyt zdenerwowana.
- Dobra – powiedziałam i objęłam ją. A po chwili powiedziałam – Wszystko będzie ok, nie martw się.
- Skoro tak mówisz – odparła niepewnie Alexa. – Chciałabym mieć to już to wszystko za sobą.
- Nie denerwuj się na zapas. Na razie zrelaksujemy się u fryzjerki i wizażystki ok? – zapytałam.
- No ok – odparła, otwierając drzwi.
Pojechałyśmy najpierw do fryzjerki, Alexa nie miała jakiejś wyszukanej fryzury. Miała włosy ułożone w duże fale i wpiętą w nie jedną orchideę, a ja miałam wyprostowane włosy. Potem u kosmetyczki zrobiono nam weselny, ale delikatny makijaż i wróciłyśmy do domu Carlosa, żeby przebrać się w sukienki. Pomogłam Alexie włożyć sukienkę, wpięłam welon, a buty zostawiłyśmy sobie na koniec by nie męczyć nie potrzebnie nóg. Potem ja się ubrałam w sukienkę, tylko musiałam poprosić Alexę by mi zapięła do końca zamek w sukience na plecach.
Cały czas wydawało mi się, że Alexa ma dobry humor, ale gdy przed wyjściem spojrzałam na nią, myślałam, że zaraz wpadnie w histerię. Siedziała z twarzą ukrytą w dłoniach. Usiadłam obok niej i ją objęłam.
- Co jest? – zapytałam cicho.
- Boję się. A jeśli coś pójdzie nie tak? A jak Carlos się rozmyśli? Albo ja zemdleję? Ja nie dam rady…. – powiedziała znowu chowając twarz w dłoniach.
- Wszystko będzie dobrze. Nic nie pójdzie źle, bo wszystko dopięłaś na ostatni guzik. Carlos się nie rozmyśli, bo cie kocha i jestem o tym przekonana, a ty nie zemdlejesz. – Pociągnęłam ja za rękę i postawiłam przed lustrem. – Popatrz, wyglądasz pięknie, ale jak nie przestaniesz płakać to sobie rozmażesz makijaż kochanie i wtedy będzie problem – powiedziałam z uśmiechem.
Alexa się rozchmurzyła i uśmiechnęła.
- No to chodźmy…. Miejmy to za sobą – dodała po chwili Alexa.
- Wszystko będzie dobrze – powiedziałam. – Chodźmy, bo samochód już czeka.
I pojechałyśmy. Ślub i wesele miały się odbyć w ogrodzie i domu rodziców Carlosa, a goście mieli mieć pokoje w pensjonacie który stał koło domu rodziców Losa, który z resztą oni prowadzili. Gdy weszłyśmy do ogrodu stanęłam jak zamurowana. Ogród był pięknie udekorowany wg pomysłu Alexy i wyglądał jak z żurnalu. Po chwili wpadłam na mamę Carlosa, której nie widziałam odkąd wyjechali do LA.
- Amy kochanie, jak dawno cię nie widziałam. Jak się czujesz? – zapytała.
- Dobrze, ale muszę iść, bo mam jeszcze pomóc Alexie przed rozpoczęciem ślubu.
- Ok, no to leć. Pogadamy później – powiedziała całując mnie w policzek.
                                                                              *Kendall*
Rano gdy się obudziłem przyjechał do mnie Carlos, wyszykowaliśmy się i pojechaliśmy na ślub. Gdy zjawiliśmy się na miejscu, okazało się, że Alexa i Amy już są. Kiedy zobaczyłem Amy zaniemówiłem z wrażenia. Zauważyłem wcześniej, że ona jest ładną dziewczyną, ale w tych wyprostowanych włosach i sukience i butach w kolorze orchidei z wiązanki Alexy wyglądała nieziemsko. Nie mogłem oderwać od niej wzroku przez całą uroczystość. I w sumie jedyne o czym myślałem było pocałowanie jej.
Gdy w końcu zaczęło się wesele i Alexa z Carlosem tańczyli pierwszy taniec, podszedł do mnie James.
- Ty stary, ogarnij się – powiedział szturchając mnie lekko.
- Ale o co ci chodzi?
- Żebyś przestał gapić się na Amy! To widać! Więc weź się ogarnij, bo ona jeszcze się kapnie albo ktoś jej powie – powiedział James.
- No sorry, ale ona mi się strasznie podoba, a dziś jeszcze wygląda tak cudownie.
- To idź i poproś ją do tańca jak będzie wolny i sobie pogadacie.
- Myślisz? A jak nie będzie chciała? – zapytałem.
- Będzie chciała, o to się nie martw. A poza tym drużbie nie wypada nie zatańczyć choć jednego wolnego.
Zachęcony przez Jamesa podeszłem do Amy. Akurat gadała z jakimś kolesiem, chyba dalekim kuzynem Alexy, który był bardzo natrętny. Widać, że był nieźle podchmielony i próbował objąć Amy, a ona go odpychała. Gdy stanąłem obok niej widać, było, że odetchnęła z ulgą.
- Hej co jest? – zapytałem Amy. – Czy on ci cos zrobił?
- Nie – odparła cicho Amy – jeszcze nie. Chciałeś coś ode mnie?
- Tak, chciałem się zapytać czy zatańczysz ze mną wolnego.
- Jasne, chodźmy – powiedziała szybko Amy łapiąc mnie za rękę i ciągnąc na parkiet.
Akurat zaczął się wolny i większość tańczyła na parkiecie. Widziałem, że Amy była trochę roztrzęsiona.
- Co się stało? Co ten facet od ciebie chciał? Groził ci? – zapytałem.
- Nie nic, wszystko jest ok. Ale dobrze, że wziąłeś mnie do tańca.
- Skoro tak mówisz to ok, ale pamiętaj, że jakby coś to zawsze możesz na mnie liczyć – powiedziałem.
- Dzięki – szepnęła.
Niestety po naszym tańcu, podeszła do mnie Alexa i zgarnęła mnie na parkiet. Zastawiłem Amy, ale obiecałem, że następny taniec zatańczę z nią. Ale tylko zdarzyłem zostawić Amy, podszedł do niej ten natrętny nachlany typ. Zaczął z nią rozmawiać i ciągnął ją ze sobą. Potem podszedł do wyjścia i cały czas patrzył na mnie. Gdy skończyłem tańczyć z Alexą podeszła do mnie Amy z błagalną miną i szepnęła mi w ucho:
- Ten facet nas obserwuje, groził mi i tobie, przyjdź za 5 minut do pierwszego pokoju po prawej w naszym pensjonacie, on chyba chce mi coś zrobić, więc będę potrzebowała twojej pomocy.
Skinąłem głową i popatrzyłem na tego typa. Gdy wyszedł z Amy od razu podeszłem do Jamesa.
- Stary, jesteś mi potrzebny. Musimy ratować Amy.
- Co ty żeś wymyślić? – zapytał.
- Nie gadaj tylko chodź – powiedziałem.
Weszliśmy do naszego pensjonatu i skierowaliśmy się do pierwszego pokoju po prawej. Słychać było z niego hałasy. Otworzyłem szybko drzwi, ale to co zobaczyłem przechodziło Ludzkie wyobrażenie.
W pokoju panował półmrok, na łóżku leżała Amy z zakneblowanymi ustami, związanymi rekami i podciągniętą sukienką, a ten obrzydliwy typ chciał ja zgwałcić. James odciągnął tego faceta od Amy, a ten zaczął się wyrywać i rzucać, więc James go ogłuszył. Ja w tym czasie zająłem się Amy. Rozwiązałem jej ręce, zdjąłem jej knebel z ust i poprawiłem sukienkę. Objąłem ją, a ona cała roztrzęsiona przylgnęła do mnie mocno i spoglądała ze strachem jak James obezwładniał tego typa.
- Dlaczego z nim poszłaś? – zapytałem cicho.
- Bo mi groził i miał nóż – powiedziała ledwo dosłyszalnym szeptem. – Powiedział, że jeśli z nim nie pójdę i nie zrobię tego co mi każe to zabije nas wszystkich. Nie mogłam przecież pozwolić by zniszczył ten piękny dzień Alexie i Carlosowi, no i by wam zrobił krzywdę.
Przytuliłem ją mocniej do siebie.
- Wiesz, ja jadę do domu, jak chcesz to mogę cie podrzucić.
- Ok, teraz raczej nie będę w stanie dobrze się bawić na weselu – odparła.
- Dobra, ty James pójdź po Carlosa i Alexę, a ja poczekam z Amy – powiedziałem.
- Tylko wolałabym nie zostawać tu dłużej. Bo mimo że tu jesteście to boję się go.
- Ok to poczekamy w moim pokoju – powiedziałem do Jamesa.
Zaprowadziłem Amy do mojego pokoju. Dałem jej szklankę wody i marynarkę by się okryła bo był to chłodny wieczór. Po chwili przyszedł James z Carlosem i Alexą, która od razu podeszła do Amy i ją przytuliła.
- Zawiozę Amy do domu – powiedziałem.
- Tak będzie najlepiej – powiedział Carlos. – A my się zajmiemy tym facetem. Nic ci nie zrobił? – zapytał Amy podchodząc do niej i obejmując ją.
- Nie nic, na szczęście nie zdążył – i spojrzała na mnie z wdzięcznością.
- Dobra, idziemy, bo już czeka taksówka – szybko powiedziałem.
Alexa ucałowała Amy i wyszliśmy przed budynek. Wsiedliśmy do taksówki i podałem kierowcy najpierw adres Amy, po kilku minutach jazdy spojrzałem na nią i zobaczyłem, że usnęła oparłszy głowę o ramię. Powiedziałem taksówkarzowi by nas zawiózł do mnie.


wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 4

                                              

                                                                              *Carlos*
Stałem w przedpokoju, gotowy do wyjścia, tylko musiałem poczekać na Alexę.
- Alexa, kochanie jesteś już gotowa?
- Już. Minutkę - zawołała z łazienki.
- Miśku pośpiesz się. Musimy już wychodzić.
- No już, już. Musiałam sie umalować. Ale przecież jest jeszcze dużo czasu. Mówiłeś, że samolot Amy przylatuje o pierwszej.
- Ale wiesz, że w centrum bywają czasem korki i wtedy się spóźnimy. a jak będziemy wcześniej to posiedzimy w aucie.
- Dobra, możemy iść kochanie - powiedziała Alexa całując mnie w policzek i podchodząc do samochodu zapytała - A wypuściłeś Sydney do ogrodu?
- Tak, już dawno kochanie - odpowiedziałem odjeżdżając z podjazdu.
- Jeju, dziś poznam na żywo Amy. Wiesz.....w sumie nie mogę się doczekać.
Wybuchnąłem śmiechem.
- Ja też kochanie. Stęskniłem się za nią. W sumie jest dla mnie jak siostra.
- Oh, Carlos, Carlos - powiedziała z uśmiechem i włączyła radio.
Akurat leciała w radiu nasza piosenka z najnowszego albumu "24/Seven" i oczywiście nie mogłem się powstrzymać odśpiewania. Gdy skończyła się piosenka, ściszyłem trochę radio.
- A jakie masz plany na dziś?
- Jak odbierzemy Amy z lotniska i trochę odpocznie to chciałam iść z nią do krawcowej na przymiarkę jej sukienki. Wiesz, krawcowa już ją uszyła, ale Amy musi ją przymierzyć jakby trzeba było wprowadzić jakieś poprawki. A ty?
- No tak, babskie sprawy. A ja będę lecieć do studia. Wiesz te nowe piosenki wymagają strasznie dużo pracy, ale postaram się jak najszybciej wrócić.
Widząc budynek lotniska na horyzoncie odetchnąłem z ulgą. Lecz nie wszystko było tak pięknie. Objechałem cały parking lotniska i wszystkie miejsca były zajęte.
- Nie no, to jakieś żarty? Chyba dziś całe Los Angeles się tu zjechało.
- No trudno. To ty tu poczekaj, a ja odbiorę Amy.
- Naprawdę? Poznasz ją? - zapytałem.
- Oczywiście, że poznam, a jak nie to ona na pewno mnie pozna - powiedziała całując mnie i wysiadła z auta.
                                                                              *Amy*
Odetchnęłam z ulgą gdy samolot wylądował. Ten mój lot nie należał do najprzyjemniejszych. Koło mnie siedziała kobieta z mniej więcej 4 letnim dzieckiem, więc wszystkie moje próby zdrzemnięcia się poszły na marne. Wysiadając z samolotu, marzyłam tylko o tym by się przespać i odświeżyć. Wkrótce doszłam do miejsca gdzie ludzie odbierali podróżnych. Szukając wzrokiem Carlosa, spostrzegłam, że jakaś dziewczyna się do mnie uśmiecha. W pierwszej chwili nie zwróciłam na to uwagi, ale nagle mnie olśniło.
- Hej Amy, kochanie - powiedziała głośno Alexa podchodząc do mnie i ściskając mnie.
- Hej Alexa - odpowiedziałam uśmiechając się - wiesz w pierwszej chwili cię nie poznałam.
- A ja ciebie od razu. Co zmęczona jesteś?
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. W samolocie siedzący obok mnie dzieciak nie dał mi się zdrzemnąć.
- Zaraz będziesz w domu i odpoczniesz. Masz tylko tą walizkę?
- Taa, ale mnóstwo czasu i nerwów mnie kosztowało zamknięcie tej walizki. Jak ją otworzę to chyba wszystko wypadnie - i razem z Alexą wybuchnęłam śmiechem.
- Ciężka jest, damy ją Carlosowi, czeka na nas przed wejściem.
- A właśnie, co z Carlosem? Szczerze mówiąc myślałam, że to Carlos mnie odbierze.
- Wiesz pierwotnie plan był taki, że oboje mieliśmy cię odebrać, ale na parkingu nie było ani jednego wolnego miejsca, więc Carlos został w samochodzie - powiedziała, gdy wychodziłyśmy.
I już po chwili wpadłam w silne ramiona, stęsknionego Carlosa.
-Heejjj.... - zawołał, ściskając mnie z całych sił, że aż mi tchu zabrakło.
- Hej Carlito - wydusiłam z trudem - ale nie ściskaj mnie tak bo mnie udusisz!
- Ojć, sorki, po prostu stęskniłem się bardzo - powiedział puszczając mnie. - Dobra dawaj walizkę i jedziemy do domu. Wiesz - powiedział ściszając głos - Alexa już zaplanowała wam dzień co do minuty.
- Słyszałam - zawołała z uśmiechem Alexa. - Fakt mamy palny, ale najpierw odpoczniesz. Los jak nas odwiezie to leci do studia, więc mamy dziś babski dzień.
- Super, jestem za - powiedziałam zapinając pasy.
                                                                              *Alexa*
- No i oto nasz dom. Zaraz pokażę ci twój pokój – powiedziałam, gdy Carlos wjechał na podjazd. – Tylko przygotuj się, że pies Carlosa Sydney może na ciebie skoczyć. Z radości oczywiście – dodałam z uśmiechem.
- Ooo, nie wspominałeś, że masz psa.
- No wiesz, w sumie to nie wiem czemu ci o niej nie powiedziałem. A co boisz się psów? – zapytał Los, gdy wyszliśmy z auta i skierował się do bagażnika.
- Nie skąd. Wręcz przeciwnie, ja kocham psy.
- O to dobrze. Ale jak Sydney to zauważy to nie da ci spokoju. To straszny pieszczoch.
I po chwili, gdy otworzyłam drzwi, Sydney wypadła jak strzała i skoczyła na stojącą za mną Amy.
- Sydney! – krzyknęłam – Carlos! Zabierz ją! Podrapie Amy!
- No już, już. Sydney! Sydney chodź tu! – zawołał Carlos łapiąc Sydney za obrożę.
- Zamknij ją na razie w ogrodzie – powiedziałam do Carlosa. – A ja zaprowadzę Amy na górę.
- Ok – odkrzyknął Carlos wychodząc do ogrodu.
Weszłyśmy po schodach i wprowadziłam Amy do naszego gościnnego pokoju.
-  A to twoja rezydencja. Tu masz łazienkę, ręcznik jest przygotowany, także odśwież się, zdrzemnij, a jakby co to ja będę na dole.
- Ok, dzięki – uśmiechnęła się do mnie gdy wychodziłam.
Gdy zeszłam na dół, Carlos był już gotowy do wyjścia i szykował sobie w kuchni kanapkę na drogę.
- Dobra, ja lecę kotek – powiedział Carlos całując mnie.
- Ok, śpiewaj ładnie i szybko wracaj – odparłam odwzajemniając pocałunek. – Zaraz przygotuję obiad i potem polecę z Amy na miasto.
- Smacznego i powodzenia miśku – zawołał Carlos wychodząc i posyłając mi na pożegnanie całusa.
                                                                              *James*
Popijając coca colę, siedziałem na kanapie i rozpracowywałem nową piosenkę. Logan i Kendall dogrywali jeszcze swoje wokale, bo chcieli wprowadzić jakieś poprawki w jednej piosence. Po chwili wpadli do pokoju, gdzie siedziałem i przerwali mój spokój.
- James, gdzie jest Carlos? Co z nim? – zapytał Kendall otwierając małą butelkę wody i opadając na krzesło stojące nieopodal.
- Nie wiem – odpowiedziałem – pisałem mu by był punktualnie, bo mamy dużo pracy.
- I co? Odpisał ci? – spytał Logan dopijając moją colę.
- Logan! Ja chciałem się jeszcze napić tej coli!
- Sorki brachu – odparł Logan i strzelił palmface’a.
- Gadaj co ci napisał, a nie skupiasz się na tym głupolu – przerwał nam Kendall.
- Ok, ok. Napisał, że postara się nie spóźnić, ale ma coś pilnego do załatwienia.
Zdążyłem to powiedzieć i do pokoju wpadł zdyszany Carlos.
- Ooo, o wilku mowa – zawołali jednocześnie Kendall z Loganem.
- Sorki za spóźnienie – rzucił Carlos, po czym załapał nową butelkę wody i padł na kanapę koło mnie. – Ale miałem mały poślizg na lotnisku.
- Na jakim lotnisku? Co ty z Honolulu dojeżdżasz? – zażartowałem.
- Ha, ha, ha zabawne – powiedział Carlos szturchając mnie w ramię. – Byłem z Alexą na lotnisku, bo przyleciała moja przyjaciółka którą zaprosiłem na ślub i która będzie druhną Alexy.
- To Makenzie nie będzie jej druhną? – zapytał ze smutkiem Logan.
Od razu gdy tylko Logan o to zapytał wymieniliśmy z Kendallem porozumiewawcze spojrzenia. Doskonale wiedzieliśmy, że Logan buja się w Makenzie, choć się zarzekał, że ona absolutnie go nie interesuje.
- No nie, nie będzie jej, bo gdzieś wyjeżdża – odpowiedział Carlos.
- A skąd przyleciała ta twoja przyjaciółka? – spytałem.
- Z Polski. Wiesz gdzie to jest? – zapytał Carlos.
- Ja wiem – zawołał Kendall. – Podczas mojej następnej trasy jako Heffron Drive mam zamiar zahaczyć o Polskę – odparł.
- A ładna chociaż? – dopytywałem dalej.
- A ten tylko za dziewczynami się ogląda – zaśmiał się Logan.
- Nie powiem ci, dowiecie się w swoim czasie.
- A kiedy ją poznamy? – spytał tym razem Logan.
- Mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać do wesela – odparłem.
- Nie, aż tak to nie. Na dniach ją poznacie. A teraz chodźmy już do studia, bo chłopaki już są i Diamon też, a on nie lubi poślizgów czasowych. Nie chce mi się słuchać jak znowu nas ochrzania, znudziło mi się….
                                                                              *Alexa*
Po wyjściu Carlosa miałam mnóstwo czasu dla siebie i oprócz tego posprzątałam kipisz w łazience zrobiony przez Carlosa i ugotowałam obiad. Po dwóch i pół godzinie na dole pojawiła się wyspana i odświeżona Amy.
- No proszę, kto tu się nam obudził? – zapytałam śmiejąc się.
- Byłam tak padnięta, że nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Długo spałam?
- Dwie i pół godziny – odpowiedziałam. Obiad gotowy więc możemy już siadać. A potem jak jesteś gotowa to będziemy lecieć na miasto, bo mamy mnóstwo planów – powiedziałam wchodząc do kuchni.
- Ja już jestem gotowa do wyjścia, więc od razu po obiedzie możemy iść. A jakie konkretnie mamy plany? – zapytała pomagając mi w nałożeniu obiadu.
- Najpierw podjedziemy do krawcowej na przymiarkę twojej sukienki druhny, a potem pojedziemy na zakupy, bo mam jeszcze parę drobiazgów do kupienia przed ślubem i dobierzemy ci buty do sukienki – powiedziałam siadając przy stole.
- Mi się ten pomysł podoba.
- No to super. A właśnie – dodałam – zapomniałabym. Jutro mnie z kolei nie będzie, ale za to będzie Carlos. Nie wiem jakie ma plany, ale mam nadzieję, że nie zapomni o tobie – powiedziałam śmiejąc się.
- Też, mam nadzieję, że nie – odparła śmiejąc się razem ze mną. – Dobra ja już jestem gotowa do wyjścia.
- No to jedziemy – powiedziałam łapiąc torebkę i kluczyki do auta.
I ruszyłyśmy na miasto. U krawcowej zeszło nam się krótko, bo sukienka była idealna. A na zakupach zeszło nam się parę godzin. Wróciłyśmy zmęczone wieczorem do domu. Amy od razu poszła do spania, bo jeszcze nie przywykła do zmiany strefy czasowej. Ja też położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć, a poza tym chciałam pogadać jeszcze z Carlosem. Po pół godzinie usłyszałam samochód zatrzymujący się na podjeździe. Carlos po cichu wszedł do domu i na górę, ale od razu poszedł do łazienki. Po 5 minutach wrócił odświeżony, myślał, że śpię więc ostrożnie wsunął się do łóżka. Poruszyłam się i przekręciłam w jego stronę.
- Nie śpisz kotku? – spytał szeptem.
- Nie, nie mogłam zasnąć, a poza tym chciałam na ciebie poczekać i zapytać się o coś.
- Co chcesz wiedzieć skarbie?
- Bo wiesz…. lubię Amy, bardzo ja lubię, ale zastanawiałam się czy ona przypadkiem czegoś jeszcze do ciebie nie czuje…. – powiedziałam cicho i niepewnie.
- Oh kochanie, kochanie. Mogę cię zapewnić, że ona nic do mnie nie czuje. Jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo.
- A skąd ta pewność? – zapytałam.
- Po prostu wiem – powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Popatrzyłam na niego uważnie.
- Nie ufasz mi kotku? – spytał.
- Ależ oczywiście, że ufam – odparłam.
- Więc, uwierz mi, że na pewno ona nic do mnie już nie czuje – powiedział.
- No dobrze, wierzę ci kochanie. Teraz mogę być całkiem spokojna – powiedziałam, a Carlos pochwalił się i pocałował mnie w czoło.
- Dobranoc Los.
- Dobranoc Lexi.
                                                                              *Kendall*
Po przebudzeniu strasznie nie chciało mi się wstawać. Mimo, że mieliśmy dziś wolne chłopaki chcieli zrobić dziś męski wypad na miasto. Mieliśmy się spotkać u Carlosa. Nagle przypomniałem sobie, że u Carlosa mieszka jego przyjaciółka. Może uda mi się ją zobaczyć albo nawet poznać. Szybko wyskoczyłem z łóżka, wziąłem szybki prysznic i ogoliłem się. Ubrałem się, a gdy zszedłem na dół czekało na mnie już przygotowane śniadanie, a po kuchni krzątała się jeszcze mama.
- Oh hej synku, już wstałeś? Myślałam, że masz dzisiaj wolne.
- Mam wolne mamo, ale robimy dziś z chłopakami męski wypad na miasto, więc będę już leciał mamuś.
- To chociaż poczekaj to zapakuję ci co nieco na drogę.
Po chwili mama podała mi papierowa torebkę gdzie wsadziła kanapki i butelkę wody.
- Dzięki mamo – i powiedziawszy to podeszłem do niej by dać jej buziaka w policzek w podziękowaniu za śniadanie i wyszedłem z domu.
U Carlosa był już James, oczywiście z Foxem. Nie wiem, czy on wszędzie musi brać tego psa?? Chwilę po mnie przyjechał Logan, ale on niewytrzymał i powiedział nasze myśli na głos:
- James! Znowu wziąłeś Foxa? Po co? My idziemy na miasto – coś zjeść, do kina, na plażę i zakupy – czyli zabawić się – powiedział.
- Brachu, kocham Foxa – zacząłem – ale na serio James musisz go zostawić.
- Oszaleliście? Nie zostawię Foxa samego u Carlosa! Jeszcze Sydney coś mu zrobi – oburzył się James.
- Nie będzie sam. W domu zostaje Amy i chętnie się nim zajmie. Ona kocha psy – rzucił Carlos sprzątając po śniadaniu.
- To genialny pomysł – wyrwało mi się.
- No cóż… może… Ale jesteś pewien, że nic mu nie będzie? – zapytał z troską w głosie James.
- Jestem pewien. Sydney ją uwielbia, a na spacerach spędzają całe godziny – odpowiedział Carlos. – Dziś rano nie było ich jakieś dwie godziny.
James zamilkł, widać było, że zastanawiał się na tym.
- No więc? – zapytał Carlos. – Bo jak tak to muszę pójść powiedzieć Amy.
- No dobra niech będzie – odparł z rezygnacją James. – Ale jak mu się stanie coś złego, to będzie wasza wina.
- Ok James, ok. Nie bulwersuj się tak chłopie – odezwał się nagle Logan.
- Dobra, to ja skoczę na górę i powiem Amy, że ma jeszcze jednego podopiecznego i możemy lecieć – powiedział Carlos wchodząc po schodach.
Po chwili Carlos zszedł na dół i poszliśmy. Najpierw wpadliśmy do kawiarni na bułki cynamonowe – moje ulubione – a potem poszliśmy do kina. Niestety tego dnia natknęliśmy się na całe mnóstwo naszych fanów. Kocham moim Rushers i Drivers, ale chciałbym czasem jak normalny chłopak wyjść na miasto. Później poszliśmy na zakupy i ja oczywiście byłem w swoim żywiole, ale James cały czas jęczał, bo bał się co z Foxem. W końcu Logan nie wytrzymał już drugi raz i wrzasnął:
- James! Czy ty wreszcie przestaniesz zrzędzić? Fox jest bezpieczny i przestań już bo zaraz cię strzelę.
- Nie przestanę. Boję się o niego. Bądź co bądź, ale dla mnie Amy jest obcą osobą. Nie obraź się Carlos, ale ja w sumie jej w ogóle nie znam ani nawet nie widziałem.
- Ok, ok – powiedział Carlos. – Ale jak zobaczysz Foxa, że nic mu nie jest to przestaniesz zrzędzić i pójdziemy spokojnie na zakupy, tak?
- Tak obiecuję, jak sam się przekonam, że nic mu nie jest.
- Dobra no to chodźmy – powiedział Carlos.
                                                                              *Logan*
Po 15 minutach doszliśmy na osiedle gdzie mieszkał Carlos, ale nie skręciliśmy w stronę jego domu.
- Gdzie my idziemy? – zapytał z niepokojem James.
- No właśnie, dobre pytanie. Carlos? – zapytałem.
- Idziemy, żeby James mógł zobaczyć całego i zdrowego Foxa – odparł Carlos.
- Myślałem, że będą w domu – powiedział James.
- Wyszła z Sydney i Foxem na spacer.
- Skąd wiesz? – zapytał Kendall. – Dzwoniłeś do niej?
- Nie, nie dzwoniłem. Po prostu wysłała mi esa, że jakby coś to jest teraz na spacerze z psami.
Zaczęliśmy przedzierać się przez jakieś krzaki. Szliśmy tak chwilę i w końcu James nie wytrzymał.
- Carlos czy ty chcesz nas wyprowadzić w maliny?
- No już. To tutaj. Chodziło mi o to by ona nas nie zobaczyła, ale wy ją tak. Jak nie będzie nas widzieć to będzie zachowywać się naturalnie i nie będzie się stresować.
I rzeczywiście po chwili krzaki się przerzedziły i zobaczyliśmy dużą polanę, która dość dawno nie była koszona więc na wysokość sięgała mniej więcej do pasa. Początkowo nikogo ani niczego nie zauważyliśmy. Dopiero po dłuższej chwili zauważyliśmy ruch w trawie. Z dwóch stron biegły psy chłopaków, z jednej strony Sydney, a z drugiej Fox. Widocznie czegoś szukały, ale już po chwili zaczęły szczekać. Wtedy z trawy wyskoczyła dziewczyna, czyli najprawdopodobniej Amy. Przyznaję w sumie ładna i szczupła dziewczyna.
- Omg, nawet nie myślałem, że ta…. – zaczął Kendall.
Wszyscy 3 spojrzeliśmy na niego uważnie.
- No, że ta, ta, yy…. – zaczął się jąkać Kendall – yyy, no, że te Polki są całkiem ładne….
I zrobił się czerwony jak burak. Nie mogłem uwierzyć. Kendall, nasz Kendall zwrócił uwagę na jakąś dziewczynę i jeszcze na dodatek mu się spodobała.
- I co szczęśliwy? Zobaczył co chciał? – zapytał Carlos.
- Tak, zobaczyłam – odparł James.
- No to teraz idziemy na zakupy – zawołał Kendall.
Po zakupach znowu wstąpiliśmy do Carlosa. Mieliśmy zjeść razem obiad. Amy była już w domu. Razem z Kendallem wyszedłem na taras, gdzie był basen. Tam na ręczniku na brzegu opalała się Amy. Muszę przyznać, że w kostiumie była całkiem całkiem. Ale pamiętałem o słowach Carlosa, że Amy jest dla Kendalla. Podczas gdy ja tak sobie dumałem, Kendall odszedł śpiącej Amy i przebiegł palcami po jej plecach wzdłuż kręgosłupa. Ona poderwała się z krzykiem:
- Carlos!!
Ale gdy zobaczyła Kendalla i mnie obok, przestraszyła się i zrobiła nierozważny krok w tył, ponieważ wpadła do basenu. Szybko wyszła z basenu i owinęła się ręcznikiem. W tej też chwili na taras wypadł Carlos po usłyszeniu jej krzyku.
- Co się stało? – zapytał Carlos. – Bo nie jestem w temacie. Widzę, że zdążyliście się już poznać – dodał z głupim uśmiechem.
- Tak poznaliśmy się już, choć nie od najlepszej strony – powiedziała Amy, wycierając włosy drugim ręcznikiem.
- Bo? – zapytał Carlos?
- Bo Kendall przebiegł palcami po placach śpiącej Amy, a ona się wystraszyła i wpadła do wody – zdałem relację wydarzeń.
- Wow, nic dodać, nic ująć – powiedziała z sarkazmem Amy.
- Czemu jesteś zła? – spytał Carlos.
- Hmm… pomyślmy… wpadłam do basenu, jestem cała mokra, zimno mi, no i… a no i miałam iść do sklepu.
- Nie ma problemu – powiedział Carlos – Kendall chętnie cię zawiezie, prawda?
Wszyscy spojrzeliśmy na Kendalla. On oczywiście jak głupi gapił się na Amy.
- Kendall! – krzyknąłem.
- Co? – obudził się Kendall.
- Zawieziesz Amy do sklepu, prawda? – powtórzył Carlos.
- Tak, tak, jasne – odparł nieprzytomnie Kendall.